Rozdział III
Na sali rozległy się brawa, a pierwszoroczni uczniowie krzyczeli z zachwytu. Tiara w tym roku naprawdę się postarała. Śpiewała o pokonaniu Voldemorta i śmierciożerców. Harry spłonił się szkarłatnym rumieńcem, kiedy usłyszał zwrotkę o dzielnym Wybrańcu i jego przyjaciołach. Kilka ostatnich wersów było jak zwykle poświęconych jednoczeniu się i przyjaźni.
-Łał, nieźle stary. Teraz nawet pieśni o tobie będą pisać.- Ron gwizdnął i z uśmiechem spojrzał na przyjaciela.
-Nie o mnie tylko o nas, a poza tym to nie jest śmieszne.- Bliznowaty zwrócił się do kolegi.
-Jasne, jasne. Bo ty jesteś teraz taki poważny. Wielki pan Potter. Może zostaniesz ministrem magii? Z taką miną od razu cię wybiorą.- Rudy mrugnął do niego podał mu łyżkę do ręki.
Harry zerknął na gładką powierzchnię i zdał sobie sprawę, że jego twarz jest wykrzywiona w okropnym grymasie. Odłożył sztucieć i serdecznie się roześmiał.
Gdy Robian Perry dołączył do Slytherinu a Joy Wilson stała się oficjalnie Puchonką, na stołach pojawiło się jedzenie. Wszyscy zaczęli pałaszować kolację, rozmawiając o wakacjach, quiddichu i nowym nauczycielu OPCM- Remusie Lupinie*.
-Moi drodzy uczniowie!- Minerwa weszła na podium i gestem uciszyła gawędzącą młodzież -W związku z wydarzeniami z ostatniego roku, -popatrzyła na Złotą Trójkę, a potem na resztę uczniów- zdecydowałam,a właściwie cała rada pedagogiczna zdecydowała, że uczniowie szóstego i siódmego roku, których najmocniej podzieliły te ostatnie lata będą, tak jak śpiewała Tiara Przydziału jednoczyć się i zawierać przyjaźnie.
Sala wypełniła się szeptami. Krukoni, zaskoczeni wymieniali się pomysłami na dalszą część przemowy. Puchoni i gryfoni cicho rozmawiali i co chwilę spoglądali na dyrektorkę. Jednak przy stole ślizgonów, nikt nie myślał teraz o dobrych manierach. Głośno wyrażali swoje poglądy, pokazując palcami w stronę stołu domu lwa. Gęsto gestykulowali i obrzucali nauczycieli wyzwiskami.
-Cisza! -czarownica w zielonej sukni zaczęła mówić dalej- Bez owijania w bawełnę. Postanowiliśmy, że uczniowie szóstego i siódmego roku zostaną pomieszani i będą mieszkali w specjalnie przygotowanych do tego dormitoriach. Pomieszani, pomiędzy domami. -dokończyła
Jeśli ktoś uważa, że krzyk mandragory jest głośny, powinien był wejść w tym momencie do wielkiej sali. Od razu zmieniłby zdanie. Uczniowie, nie przejmując się obecnością nauczycieli, krzyczeli, rzucali sztućcami i przeklinali. Młodsi, pierwszo- i drugo- roczni przycupnęli pod ścianami i zakryli uszy. Minerwa Mcgonagall, widząc, jakie piekł rozpętało się w pomieszczeniu machnęła ręką i szepnęła "silencio". Na sali zapanowała idealna cisza.
-Moi drodzy. Widzę, że nie uda mi się przeczytać przydziałów, więc zostaniecie teleportowani prosto do dormitoriów. Nie bójcie się - powiedziała, widząc przerażone miny uczniów - to nie będzie niebezpieczne. Zostaniecie przydzieleni po trzech chłopców i trzy dziewczęta. No to, dobranoc. - Zdjęła z uczniów zaklęcie wyciszające i zanim zdążyli się na nowo wściec machnęła różdżką i przeniosła ich do sypialni.
-Nie jest tak źle. W końcu mogli nas rozdzielić, no nie? -stwierdził czarnowłosy.
W małym saloniku stał on, Hermiona, Ginny i lekko zdezorientowany Ron. Wszyscy czworo odetchnęli z ulgą gdy zobaczyli, że będą współlokatorami. Postanowili zwiedzić dormitorium. Nie było wielkie, ale nie było też za małe. Można powiedzieć, że idealne dla szóstki uczniów. składało się z małego salonu, urządzonego w złoto-brązowych barwach. Neutralnych, jak stwierdził Harry. Po dwóch stronach salonu znajdowały się drzwi do sypialni. Przyjaciele stwierdzili, że dormitorium jest naprawdę przytulne. W salonie znajdował się duży stół z sześcioma krzesłami, obszerna kanapa i dwa fotele. Po ścianą stała biblioteczka. Hermiona od razu zaczęła przeglądać jej zawartość. Ku jej zaskoczeniu, wielu z tych książek jeszcze nigdy nie czytała. Na kominku płonął ogień a w powietrzu unosił się przyjemny zapach spalonego drewna.
-Ciekawe kim będzie pozostała dwójka -zastanowił się Ron.
W tym momencie usłyszeli za sobą cichy trzask aportacji i znienawidzony, przeciągający samogłoski głos.
-Pansy? Na Salazara tu jest tak gryfońsko! Złoty i brązowy. Równe dobrze mogliby dać czerwono-złoty i powiesić obrazy z lawami. Nie mogłoby być już gorzej. Jak myślisz, będziemy z tymi przeklętymi Puchonami, czy wcisną nam tu innych ślizgonów?
Na sali rozległy się brawa, a pierwszoroczni uczniowie krzyczeli z zachwytu. Tiara w tym roku naprawdę się postarała. Śpiewała o pokonaniu Voldemorta i śmierciożerców. Harry spłonił się szkarłatnym rumieńcem, kiedy usłyszał zwrotkę o dzielnym Wybrańcu i jego przyjaciołach. Kilka ostatnich wersów było jak zwykle poświęconych jednoczeniu się i przyjaźni.
-Łał, nieźle stary. Teraz nawet pieśni o tobie będą pisać.- Ron gwizdnął i z uśmiechem spojrzał na przyjaciela.
-Nie o mnie tylko o nas, a poza tym to nie jest śmieszne.- Bliznowaty zwrócił się do kolegi.
-Jasne, jasne. Bo ty jesteś teraz taki poważny. Wielki pan Potter. Może zostaniesz ministrem magii? Z taką miną od razu cię wybiorą.- Rudy mrugnął do niego podał mu łyżkę do ręki.
Harry zerknął na gładką powierzchnię i zdał sobie sprawę, że jego twarz jest wykrzywiona w okropnym grymasie. Odłożył sztucieć i serdecznie się roześmiał.
Gdy Robian Perry dołączył do Slytherinu a Joy Wilson stała się oficjalnie Puchonką, na stołach pojawiło się jedzenie. Wszyscy zaczęli pałaszować kolację, rozmawiając o wakacjach, quiddichu i nowym nauczycielu OPCM- Remusie Lupinie*.
-Moi drodzy uczniowie!- Minerwa weszła na podium i gestem uciszyła gawędzącą młodzież -W związku z wydarzeniami z ostatniego roku, -popatrzyła na Złotą Trójkę, a potem na resztę uczniów- zdecydowałam,a właściwie cała rada pedagogiczna zdecydowała, że uczniowie szóstego i siódmego roku, których najmocniej podzieliły te ostatnie lata będą, tak jak śpiewała Tiara Przydziału jednoczyć się i zawierać przyjaźnie.
Sala wypełniła się szeptami. Krukoni, zaskoczeni wymieniali się pomysłami na dalszą część przemowy. Puchoni i gryfoni cicho rozmawiali i co chwilę spoglądali na dyrektorkę. Jednak przy stole ślizgonów, nikt nie myślał teraz o dobrych manierach. Głośno wyrażali swoje poglądy, pokazując palcami w stronę stołu domu lwa. Gęsto gestykulowali i obrzucali nauczycieli wyzwiskami.
-Cisza! -czarownica w zielonej sukni zaczęła mówić dalej- Bez owijania w bawełnę. Postanowiliśmy, że uczniowie szóstego i siódmego roku zostaną pomieszani i będą mieszkali w specjalnie przygotowanych do tego dormitoriach. Pomieszani, pomiędzy domami. -dokończyła
Jeśli ktoś uważa, że krzyk mandragory jest głośny, powinien był wejść w tym momencie do wielkiej sali. Od razu zmieniłby zdanie. Uczniowie, nie przejmując się obecnością nauczycieli, krzyczeli, rzucali sztućcami i przeklinali. Młodsi, pierwszo- i drugo- roczni przycupnęli pod ścianami i zakryli uszy. Minerwa Mcgonagall, widząc, jakie piekł rozpętało się w pomieszczeniu machnęła ręką i szepnęła "silencio". Na sali zapanowała idealna cisza.
-Moi drodzy. Widzę, że nie uda mi się przeczytać przydziałów, więc zostaniecie teleportowani prosto do dormitoriów. Nie bójcie się - powiedziała, widząc przerażone miny uczniów - to nie będzie niebezpieczne. Zostaniecie przydzieleni po trzech chłopców i trzy dziewczęta. No to, dobranoc. - Zdjęła z uczniów zaklęcie wyciszające i zanim zdążyli się na nowo wściec machnęła różdżką i przeniosła ich do sypialni.
-Nie jest tak źle. W końcu mogli nas rozdzielić, no nie? -stwierdził czarnowłosy.
W małym saloniku stał on, Hermiona, Ginny i lekko zdezorientowany Ron. Wszyscy czworo odetchnęli z ulgą gdy zobaczyli, że będą współlokatorami. Postanowili zwiedzić dormitorium. Nie było wielkie, ale nie było też za małe. Można powiedzieć, że idealne dla szóstki uczniów. składało się z małego salonu, urządzonego w złoto-brązowych barwach. Neutralnych, jak stwierdził Harry. Po dwóch stronach salonu znajdowały się drzwi do sypialni. Przyjaciele stwierdzili, że dormitorium jest naprawdę przytulne. W salonie znajdował się duży stół z sześcioma krzesłami, obszerna kanapa i dwa fotele. Po ścianą stała biblioteczka. Hermiona od razu zaczęła przeglądać jej zawartość. Ku jej zaskoczeniu, wielu z tych książek jeszcze nigdy nie czytała. Na kominku płonął ogień a w powietrzu unosił się przyjemny zapach spalonego drewna.
-Ciekawe kim będzie pozostała dwójka -zastanowił się Ron.
W tym momencie usłyszeli za sobą cichy trzask aportacji i znienawidzony, przeciągający samogłoski głos.
-Pansy? Na Salazara tu jest tak gryfońsko! Złoty i brązowy. Równe dobrze mogliby dać czerwono-złoty i powiesić obrazy z lawami. Nie mogłoby być już gorzej. Jak myślisz, będziemy z tymi przeklętymi Puchonami, czy wcisną nam tu innych ślizgonów?
*na potrzeby opowiadania Remus Lupin, jak i profesor Snape żyją i mają się dobrze. Na razie tylko informacji wam wystarczy. :D
Skoro już dotarliście do końca rozdziału to pozostawcie po sobie jakiś komentarz. Bardzo motywują i zmuszają do szybszej pracy :D.
Z miłą chęcią poczytam także porady od doświadczonych pisarzy :D.
Jeśli się wam nie podobało, to śmiało, napiszcie dlaczego. Może uda mi się naprawić swoje błędy.
To tyle na dzisiaj.
~Black